Uwaga!

sobota, 22 czerwca 2013

5 rozdział

Rozdział 5
Umówiłam się z Adrianem w małej kawiarni. Blondyn siedział już w wybranym przez siebie miejscu. Na mój widok wstał i ucałował  mnie w dłoni. To było naprawdę miłe. Zamówił mi kawę i jabłecznik, a sobie herbatę i szarlotkę.
- Bałem się, że nie przyjdziesz – rzekł.
- Jak widzisz, niepotrzebnie – uśmiechnęłam się.
- Powiedz mi coś o sobie – poprosił popijając gorący napój.
- A co byś chciał wiedzieć?
- Cokolwiek – zaśmiałam się – kim są Twoi rodzice, skąd pochodzisz?
- Moja mama pracuje w małym sklepie, a tata był policjantem – zacisnęłam wargi na samo wspomnienie mojego ojca – zmarł na jednej z akcji policyjnej. A pochodzę z Oslo – zaczęłam próbować ciasto, które było bardzo dobre.
- Przykro mi – westchnęłam – a masz tam kogoś? W tym Oslo?
- Owszem – rozczarowałam go chyba, a przynajmniej tak mi się wydawało – to może teraz Ty coś powiesz?
- Nie ma zbytnio o czym tu mówić. Moi rodzice nie żyją, mam siostrę, z którą nie rozmawiam. Chyba znasz Else? Tak, znasz. No obwinia mnie za ich śmierć.
- Dlaczego?
- Chciałem kiedyś pewną zabawkę. Strasznie się na nią uparłem. I oni po nią pojechali. Potrącił ich tir – z jego oczu poleciała łza. Zrobiło mi się źle. Obydwoje nie mamy zbytnio nikogo bliskiego – Elsa twierdzi, że gdyby nie ta głupia zabawka, oni nadal by żyli.
- To nie Twoja wina, Adrianie – przejęłam się i próbowałam go pocieszyć – ona nie ma prawa Cię obwiniać. Nie przyczyniłeś się do tego.
- Wiesz co? Ten Twój chłopak to ma cholerne szczęście – stwierdził, a ja się zarumieniłam. Wstałam i go przytuliłam. Jednak w pewnym momencie czegoś się przestraszyłam, poczułam lęk. Odsunęłam się od niego i powoli zaczęłam się uspokajać.
- Przepraszam, ale muszę już chyba iść – pocałowałam go w policzek i ruszyłam do domu.
Chłopak był bardzo w porządku, nawet go polubiłam. Natomiast w domu zastałam Sodome i Gomore. Wszystko było poprzewracane. Zaczęłam szukać mamy. Miałam nadzieję że nic jej nie jest. Sprawdziłam kuchnie, salon, łazienkę i jej pokój. Nigdzie jej nie było. Zaczęłam ją wołać, ale nie odpowiadała. Po twarzy zaczęły mi lecieć łzy. Co jej się stało? Lecz w pewnym momencie usłyszałam jakieś odgłosy, które dobiegały z piwnicy. Po głowie zaczęła chodzić mi myśl, że to byli złodzieje. Wzięłam nóż z kuchni, tak na wszelki wypadek. Otworzyłam delikatnie drzwi. Było ciemno i słychać było jakieś jęczenia. Zeszłam ostrożnie na dół po schodach i zapaliłam światło. Nie spodziewałam się takiego widoku. Zamurowało mnie. Upuściłam nóż na ziemie i ogarnęła mnie wściekłość. Nie sądziłam, że kiedykolwiek ujrzę coś tak wstrętnego i obrzydliwego.
- To nie tak jak myślisz… - odezwała się zaskoczona moim widokiem. Leżała naga z obcym mi mężczyzną. Jego członek nadal znajdował się w pochwie mojej matki, przy okazji pieszcząc jej piersi. Obydwoje dyszeli po ciężkiej pracy fizycznej – wyjdź tak w ogóle, nie przeszkadzaj dorosłym w pracy! – zmrużyłam oczy i wybiegłam z pomieszczenia.
Po chwili znów usłyszałam odgłosy dobiegające z piwnicy, które uświadamiały mi coraz bardziej co takiego zobaczyłam. Moja własna matka dała dupy jakiemuś facetowi. Zrobiłam sobie kawy i poleciałam do pokoju. Na schodach był rozlany alkohol, na którym się poślizgnęłam i zleciałam na ziemie. Wydałam z siebie parę wulgaryzmów kiedy się podnosiłam. Nic mi się na szczęście nie stało, tylko będę miała siniaki. Tym razem ostrożniej przebyłam tą samą drogę. Przynajmniej mój pokój był nienaruszony. Położyłam się na łóżku i włączyłam laptopa. Zaglądnęłam w pocztę i chwilę spędziłam na Internecie. Kiedy wyłączyłam urządzenie weszła matka. Nie potrafiła złapać równowagi, była tak pijana. Podeszła do mnie i chwyciła za gardło.
- Mała niewdzięcznica! Dałam Ci dach nad głową, dałam Ci wszystko! A Ty tak się zachowujesz?! – zaczęła mnie coraz mocniej ściskać.
- Puść mnie! – wydusiłam przez gardło, bezskutecznie.
- Taka z Ciebie abstynentka? – zaśmiała się wrednie. Wyciągnęła z kieszeni mały pojemnik z wódką. Zaczęła wpychać mi je do buzi. Próbowałam to jakoś wypluć, ale ta mnie mocno podtrzymywała – pij to! – krzyknęła i uderzyła mnie z całej siły pięścią w policzek. Płakałam przestraszona. Byłam cała w tym trującym płynie, krzyczałam by mnie puściła, lecz ona mnie dusiła. Udało mi się ją kopnąć w brzuch i popchnęłam na ścianę, torując sobie jednocześnie drogę ucieczki. Wybiegłam z domu biegnąc w nieznane. Byłam w opłakanym stanie. Nie miałam pojęcia gdzie biegnę. Liczyło się tylko to, by uciec stamtąd jak najdalej. Zobaczyłam dwa jasne światła, które mnie oślepiały. To był samochód, który jechał w moją stronę. Cudem udało mi się skoczyć na pobocze. Leżałam niezdolna do niczego. Płakałam. Pojazd się zatrzymał, a niego wysiadła kobieta, ta która przyszła do szpitala. Doznałam w jakimś sensie ulgi.  Podbiegła do mnie i chwyciła mnie za ramię.
- Co Ci jest dziecko? – pomagała mi dojść do wozu.
- Mama… ona mnie… boli… ja nie mogę tam wracać, proszę! – jąkałam się. Dina dotknęła miejsce, gdzie uderzyła mnie mama. Syknęłam z bólu.

- Chodź zabiorę Cię do mnie. Wykąpiesz się, wyśpisz i coś zjesz. Dobrze? – pokiwałam posłusznie głową i podążyłam za nią. W samochodzie przykryła mnie kocem. Poczułam się bezpieczna. 


Doczekaliście się 5 rozdziału. Jak widzicie mamusia zrobiła niespodziankę. Co sądzicie o Adrianie? Czekam na opinie! ; )

poniedziałek, 3 czerwca 2013

4 rozdział

Rozdział 4
Następnego dnia nie miałam problemu z siedzeniem, nikt mnie nie wypędzał. Siedziałam za to z niejaką Camillą, nowo poznaną dziewczyną. Była w porządku, dało się z nią porozmawiać. Poznałam również jej brata, Gabriela. Chłopak był gejem, ale w niczym mi to nie przeszkadzało, ponieważ to najlepszy facet jakiego poznałam. Nie licząc Chrisa. Wysiadając z autobusu kątem oka spostrzegłam Erika, który nie znał dla mnie wczoraj litości. Cóż począć, ludzi nie naprawisz.  Camilla zauważyła na kim zatrzymał się mój wzrok i od razu się uśmiechnęła.
- Podoba Ci się? – wyszczerzyła swoje zęby w uśmiechu.
- Coś Ty. Idiotami się nie interesuje – odpowiedziałam beznamiętnie. Nie kłamałam, tak sądziłam. Kto by lubił człowieka, który poniżył Cię przy całej szkole?
- I bardzo dobrze. Erik jest zwykłym flirciarzem bez grama rozumu w głowie – uśmiechnęłam się pod nosem zadowolona tym, że nie tylko moje jest takie zdanie.
- Dokładnie. Kiedyś wymyślił płotkę, że się do niego przystawiam – skrzywił się Gabriel – a to nie prawda. Nie jest w moim typie, nawet w jednym procencie – skrzywił się przypominając sobie tamte wydarzenia. Ten cały Erik to niezłe ziółko było, ciekawe czy wie, że ma konkurencje?
-Wiedziałam, że ten typ to zwykły pies bez jaj – słodka blondynka się zaśmiała, a jej brat razem z nią. Ci dwoje ludzi byli naprawdę w porządku i czułam, że się z nimi zaprzyjaźnię. Alma pewnie również podzieli moją opinię.
Poszliśmy więc razem do budynku, gdzie mieliśmy lekcje. Ja zmierzałam na fizykę,  Camilla na chemię i Gabriel na wychowanie fizyczne. Podobno obydwoje grają w koszykówkę, przez co po zajęciach umówiłam się z nimi na mały sparing. Pożegnałam się z nimi i biegiem ruszyłam do pomieszczenia, w którym miałam mieć fizykę. Po chwili wpadłam na wysokiego blondyna przez co upadła mi komórka.
- Uważaj! – krzyknęłam szybko ją podnosząc. Ekranik był zbity i z ust wydobyło się parę przekleństw.
- Przepraszam, nie zauważyłem Cię – zaczął się tłumaczyć unosząc ręce do góry.
- Twoje przeprosiny nie naprawią mi telefonu! – dźgnęłam go palcem w pierś. Westchnęłam nieźle wkurzona – nie ważne. Zejdź mi z drogi – kiedy chciałam przejść, ten zawadził mi drogę. Spojrzałam się na niego spode łba.
- Oddam Ci pieniądze, ile potrzebujesz? – z kieszeni wyciągnął portfel, a następnie zielone papierki – sto, dwieście? Dobra masz trzysta – wsunął mi to w dłoń. Rzuciłam nimi w jego twarz.
- Wsadź je sobie głęboko w dupę, nie potrzebuję od Ciebie niczego.
- Dobra źle to zaczęliśmy. Naprawdę mi przykro, jest coś co mogę zrobić by odkupić swoje winy? – zrobił maślane oczka, a ja się uśmiechnęłam i potrząsnęłam z niedowierzaniem głową – a tak przy okazji, jestem Adrian – wyciągnął rękę w moją stronę.
- Birgit – podałam mu swoją, a ten wargami musnął grzbiet mojej dłoni. Zaśmiałam się niezgrabnie – wystarczy, że postawisz mi kawę – stwierdziłam.
- Dzisiaj wieczorem? – zaproponował.
- Jasne – puściłam do niego oczko i ruszyłam na lekcje. Oczywiście spóźniona.
Na zajęciach rysowałam w brudnopisie wilki. Dokładnie tego, który uratował mnie w lasku. Podkreśliłam jego cudowne zielone oczy, które zawładnęły całą mną.  Kiedy skończyłam rysunek schowałam go w podręczniku i skupiłam się na tym, co mówiła profesorka.
Lunch również mijał przyjemnie. Siedziałam sama, nie potrzebowałam żadnego towarzystwa. Wpatrywałam się w naleśniki przede mną, zrobione przez kucharkę. Smakowały dobrze, ale żadną rewelacją nie były. Słuchałam muzyki przez słuchawki, a dokładnie Michaela Jackson „Dirty Diana”. Lubiłam tego piosenkarza, szkoda że nie było mi dane pójść na jego koncert. Niestety, taka kolej rzeczy. Postanowiłam w pewnym momencie zadzwonić do Chrisa, zobaczyć, co u niego.
- Tak? – odebrał cały zdyszany.
- Cześć – przywitałam się wesoło – co ty taki zmęczony?
- A no bo wiesz, ćwiczę przed jutrzejszym meczem – w tle usłyszałam damski śmiech.
- Sam? – zapytałam zaintrygowana.
- No tak. Oglądam jakiś film i rozumiesz – zaśmiał się niepewnie, a ja przymknęłam oczy czując, że łgał.
- Rozumiem. Co u Ciebie?
- Przepraszam kochanie, ale muszę już kończyć – usłyszałam szybkie cmokanie i się rozłączył, nie dając mi nic powiedzieć.
Olałam to sądząc, że mam jakieś głupie urojenia. Westchnęłam ciężko i poszłam załatwić szybką potrzebę w toalecie. Weszłam do zadbanej kabiny i jakiś dwie dziewczyny wparowały do pomieszczenia.
- Słyszałaś o tej nowej? – Usłyszałam donośny głos.
- Chodzi Ci o tą Birgit? – odpowiedziała druga z piskliwym głosem.
- Dokładnie – zaśmiała się – podobno ktoś ją zgwałcił w lesie.
- Błagam Cię, widać że to dupo dajka – Nie wierzyłam własnym uszą, kim ja byłam? Wyszłam z kabiny i się do nich groźnie uśmiechnęłam. Dziewczyna w czarnych włosach rozszerzyła oczy ze zdziwienia, a blondynka, prawdopodobnie z piskliwym głosem speszyła się.
- Jestem Birgit, a wy? –nie odpowiedziały. Za to ja uderzyłam czarną w nos, a drugiej sprzedałam liścia. Poniosło mnie trochę, ale nie lubiłam kiedy nazywano mnie  tak niegrzecznie – następnym razem może pomyślicie zanim cokolwiek powiecie – warknęłam.
- Amanda, będę miała siniaka pod okiem! – dramatyzowała skrzecząca.
- Zamknij się Sarah! – spojrzała się na mnie, jednocześnie trzymając się za nos – pożałujesz tego – następnie obydwie wybiegły. Ja natomiast zaczęłam się śmiać i z szerokim uśmiechem ruszyłam na lekcje.
Po drodze spotkałam Gabriela, który był wyraźnie zaniepokojony.
- Czy Ty się dobrze czujesz? – krzyknął do mnie – zadarłaś nie z tym co trzeba!
- To już o tym wiesz? – zdziwiłam się.
- Dziwne żeby nie. Amanda jest wściekła, nie odpuści Ci – położyłam mu dłoń na ramieniu.
- Spokojnie, dam sobie ranę. Z gorszymi miałam do czynienia… - i pojawił się Erik. Przeszedł obok mnie i czas na krótki moment się zatrzymał kiedy patrzył mi się w oczy. Dostrzegłam w nich… tęsknotę? Przynajmniej takie miałam wrażenie. Moje serce zaczęło mocniej bić. Chciałam iść do niego i go przytulić, pocałować… otrząsnęłam się. Czar nagle. Zacisnęłam pięści i wyrzuciłam tę myśl z głowy.
- Birgit! – usłyszałam głos chłopaka – słuchasz mnie?

- Tak, oczywiście. Przepraszam – przytuliłam go i odeszłam. 




Podobał się 4 rozdział, wiem trochę taki nudny, ale rozumiecie. Początki są najgorsze! Oczywiście zmieniłam wygląd i zastanawiam sie czy zostawić ten czy zmienić na wcześniejszy. Co sądzicie?  Czekam na wasze opinie.; )