Uwaga!

niedziela, 13 października 2013

7 rozdział

Rozdział 7
Kiedy się obudziłam, miałam wrażenie, że jestem księżniczką. Na początku zapomniałam gdzie jestem i kim jestem.  Powoli wstałam i odsłoniłam zasłony, wpuszczając do pokoju trochę światła. Otworzyłam okno i na mojej twarzy pojawił się szeroki uśmiech. Przeciągnęłam się leniwie i otworzyłam szafę, w której były dwie koszulki i jedne spodnie. Skrzywiłam się, ponieważ nie miałam swoim ubrań. Pokręciłam głową, nie mogłam tu zostać całe wieki. Przyodziałam na siebie te szmatki i umyłam w łazience zęby. Włosy zostawił rozpuszczone, a na mojej twarzy widniał siniak. Musnęłam te miejsce swoimi palcami i z trudem powstrzymywałam łzy.  Nie mogłam tak iść do szkoły. Co prawda zrobić sobie dzień wolnego, ale te zaległości… Wyszłam z pokoju i zapukałam do drzwi Elsy. Zmierzyła mnie badawczym wzrokiem, jakby szukała jakiejś broni u mnie. Westchnęłam cicho i przegryzłam dolną wargę.
- Cześć. Ja chciałam… - wskazałam palcem na moją twarz. Tak chciałam to zakryć, miałam nadzieje, że miała jakiś puder.
- Wyglądasz strasznie – stwierdziła. Chwyciła mnie za rękę i wciągnęła do pomieszczenia, w którym mieszkała. Ściany były czerwone, a sufit i podłoga białe. Miała cztery ogromne szafy, w których prawdopodobnie znajdowały się ubrania. Do sufitu był przyczepiony ogromny, kryształowy żyrandol, a biurko zrobione chyba było z drewna dębowego. Jej łóżko było jeszcze większe od mojego. Leżało na nim z osiem czarnych i czerwonych poduszek. Kołdra biała, puchowa. Było jedno okno, na całą ścianę, które wpuszczało światło dzienne do pokoju i czuć się można było jak w bajce. W kącie pokoju widniała spora toaletka z jej kosmetykami, perfumami i innymi duperelami. Na lustrze wisiały paski i parę koszulek. Rozszerzyłam oczy, to było naprawdę imponujące.
- Ładnie – skomentowałam, oczarowana tym pomieszczeniem. Nawet nie zauważyłam kiedy Elsa trzymała w ręce jakieś ubrania. Zmierzyłam je i usiadłam na jej posłaniu – przecież jesteś już ubrana i nie wyglądasz źle – zaśmiałam się, miętoląc ręką jednocześnie jej kołdrę.
- To dla Ciebie. Wyglądasz jak upiór z opery – przewróciła oczami i rzuciła rzeczami we mnie. Spojrzałam na czarne szorty i niebieski sweter, który był przyjemny w dotyku. Z małej szuflady wyciągnęła rajstopy – musisz jakoś wyglądać, kochanie. Później zrobimy coś z twoją twarzą i włosami – mrugnęła do mnie i zamknęła się w łazience, bym ja przyodziała te szmatki. No i też tak uczyniłam. Ubierając sweter, przypadkiem zwaliłam jakiś obrazek z komody. Wygięłam usta w mały dziubek, kiedy zauważyłam na nim białowłosą i Adriana. Wyglądali na szczęśliwych i musiała przyznać, że są do siebie cholernie podobni. Ten sam uśmiech i pewność w oczach. Odłożyłam je na swoje miejsce i schowałam kosmyk włosów za ucho. Przejechałam palcami po ścianie, dając ponieść się fantazji. Miałam wrażenie, że to miejsce mnie do siebie przyciąga, że kiedyś byłam z nim blisko.
- Najlepszy makijaż to taki, którego nie widać – odezwała się dziewczyna, wychodząc z łazienki. Wskazała mi krzesło przy toaletce i zaczęła szperać w kosmetyczce. Zrobiła czarne kreski na oczach i nałożyła podkład na twarz, by nie widać mi było siniaka. Na koniec trochę pudru i jasny błyszczyk. Włosy rozczesała i zrobiła warkocza, który beztrosko wisiał w dół na moim ramieniu. Wyglądałam dobrze, a nawet bardzo dobrze – jaki masz rozmiar buta? – zapytała.
- 39 – odpowiedziałam, a jej buźka rozpromieniła się. Otworzyła jedną z szaf i wyciągnęła z niej czarne kozaki z ćwiekami. Pokręciłam z niedowierzaniem głową i skrzyżowałam ramiona – wiesz, że mam swoje ubrania i buty, prawda?
- Owszem. Ale nie przy sobie – machnęła na mnie ręką i wybiegła z pokoju, zostawiając mnie samą. Niedługo potem uczyniłam to samo, tyle że odrobinę wolniej, ponieważ poszłam po książki. Na dole czekała Diana, która robiła naleśniki. Kompletnie nie myślałam o zajściu z matką, co mnie przerażało.
- Dzień dobry – przywitałam się ciepłym głosem – gdzie wszyscy? – rozejrzałam się dookoła zdziwiona, bo nikogo nie dostrzegałam.
- Pojechali do szkoły. Został tylko Aleksander i Erik, który zaspał. Zaraz powinien zejść, pojedziesz z nim, ok? – spojrzała na mnie troskliwie, a ja kiwnęłam posłusznie głową.
- Aleksander nie idzie do szkoły?
- Nie. On się uczy w domu – odwróciła wzrok i nałożyła na talerz ciepły posiłek – smacznego – rzekła, po czym zniknęła w innym pomieszczeniu. Usiadłam do stołu i konsumowałam naleśniki. Oblizałam usta ze smakiem i następnie odłożyłam puste naczynie do zmywarki. Nie miałam zamiaru czekać godzinami na Erika, no ile można się szykować? Chwyciłam torbę z książkami i ruszyłam w stronę wyjścia.
-Birgit! – usłyszałam głos chłopaka. Odwróciłam się w jego stronę leniwie i uniosłam brew do góry. Przyglądał mi się uważnie, badał mnie wzrokiem, lustrując każdy minimetr mojego ciała z dziwnym uśmieszkiem na twarzy. On wyglądał dobrze. Czarna koszula, jasne dżinsy i trampki.  Jego perfumy drażniły mój nos. Włosy miał w delikatnym nieładzie. Przypomniałam sobie jego ramiona, które mnie obejmowały. Czułam się wtedy wyjątkowo bezpiecznie, na swoim miejscu. Na samo wspomnienie, zarumieniłam się.
- Idziemy? – zapytałam, by wyrzucić swoje myśli z głowy.
-Tak, jasne – westchnął ciężko i mnie wyprzedził, otwierając jednocześnie mi drzwi. Przeszłam przez nie i podążyłam do czarnego samochodu, siadając na miejscu pasażera. Spojrzałam na chłopaka, który zaczął odpalać silnik, nie zaszczycił mnie żadnym spojrzeniem. Gdy jechaliśmy samochodem, nie odezwał się do mnie. Skrzyżowałam nogi na siedzeniu i oparłam czoło o chłodną szybę, przymykając przy tym oczy. Wsłuchiwałam się muzykę, która wydobywała się z małego radio. Zastanawiałam się, co robiła mama. Jak się czuła i czy tęskniła? Nie miałam pojęcia. Być może leży pijana u boku jakiegoś mężczyzny? To było bardziej prawdopodobne, jak dla mnie. Od śmierci ojca tylko jej przeszkadzałam, czułam się jak śmieć i obcy w własnym domu. Ciągle w myślach przyzywam ojca, jakby to go miało ożywić. Otworzę oczy i go zobaczę, przytuli mnie i powie, że wszystko będzie dobrze. Że mnie nie zostawi, będzie przy mnie i razem pokonamy wszystkie przeszkody. Czy to było możliwe? Czy było? Tylko w snach. Nienawidziłam tej kobiety, tyle zła mi wyrządziła, w tak krótkim czasie. Zniszczyła mi życie, musiałam zostawić bliskie mi osoby.
Nagle coś uderzyło o przednią szybę. Mimowolnie krzyknęłam, nie spodziewając się tego. Na ulicy leżał wilk, cały czarny. Znałam go, te oczy… To był ten z lasu, co chciał mnie zabić. Zacisnęłam pięści w bezradności. Zwierzak wstał i groźnie zbliżał się do nas.
- Erik… - jąknęłam przestraszona. Bałam się, nie wiedziałam nawet, kiedy chwyciłam go za rękę. Dodawało mi to otuchy. On się wpatrywał w zwierze, nienawistnym wzrokiem – jedź, proszę – nie słuchał mnie, jakby mnie tu nie było. Odpiął pas, chciał wysiąść, ale ja go powstrzymałam – odbiło Ci?! – wydarłam się. Bestio wskoczyła na maskę samochodu i zaczęła warczeć. Poczułam dreszcze na karku.
- Spokojnie, wiem co robię – powiedział nie wykonując żadnego ruchu.
- Nie wiesz! On jest niebezpieczny! Odpal ten cholerny silnik i jedź! – byłam zła, na niego. Co on sobie myślał. Czarny wilk zeskoczył i zaczął dobijać się do moich drzwiczek. Pamiętał mnie. Odpięłam pas i cofnęłam się, plecami wtulając się w chłopaka. Czułam jego oddech, który muskał moją szyję, trzymał mnie mocno – co zrobimy? – spytałam szeptem.
- Ja wysiadam, ty zostajesz – rzekł. I tak uczynił. Zwierzę natychmiast się na niego rzuciło. Ono chciało mnie, wiedziałam to.  Wtedy przybył biały wilk.  Broniła Erika, próbowała odciągnąć bestię. Wysiadłam z samochodu i szybko podbiegłam do chłopaka, który ściskał swoje udo. Pomogłam mu wstać i tym razem to ja, zajęłam miejsce kierowcy – miałaś nie wysiadać – mruknął.
- I pozwolić Ci zginąć? – odpaliłam silnik i najszybciej jak się dało, odjechałam – dokąd jedziemy?
- Do domu, muszę opatrzyć nogę – kiwnęłam głową i gwałtownie skręciłam. 


Dzień dobry wszystkim ! Przepraszam was za tak długą przerwę, aż mi wstyd. Jednak straciłam wenę i nie chciałam pisać na siłę. Na szczęście ogarnęłam się i znowu piszę z wielką radością! Wraz z nowym rozdziałem, zmieni się wygląd bloga. Liczę na wasze komentarze i opinie, kocham was. I jeszcze raz, was mocno przepraszam <3

Do tego zapraszam na mój nowy projekt. Kryminał z akcją, zapraszam! 
Black Boston 

środa, 31 lipca 2013

6 rozdział

Rozdział 6
Kiedy zajechaliśmy pod jej dom, oniemiałam  z wrażenia. Gdyby nie był taki mały, nazwałabym je pałacem. Póki co zadowolić się musi mianem ‘ zamek ‘ . Ściany były z kamienia, a dach miał zaostrzone czubki. Nie wyglądało to upiornie, lecz nawet miło i ciekawie. Aż chciało się wejść do środka. 
Spojrzałam się na czarnowłosą kobietę badawczym wzrokiem. Cała się trzęsłam. Chwyciła mnie pod ramie i zaprowadziła do środka. Wnętrze nie było wcale gorsze. Trochę elegancji połączonej z nowoczesnym stylem. Wyglądało to bardzo uroczo i urzekająco. Pokierowała mnie do pokoju, w którym miałam przenocować. Spodziewałam się małego pomieszczenia z jednoosobowym łóżkiem i maciupką szafą. Jednak było to kompletne przeciwieństwo. Wielki pokój z dwuosobowym łożem, dwa spore okna, ściany koloru beżowego, elegancka lampa przywieszona do sufitu – żyć nie umierać.
Dina położyła mi jakieś rzeczy na posłaniu.
- Tam masz łazienkę – wskazała palcem białe drzwi – wykąp się, a jak będziesz miała ochotę, zejdź na kolacje – posłała mi ciepły uśmiech. Kiwnęłam głową i mocno ją przytuliłam.
- Dziękuję – wyrzuciła z siebie cicho.
- Możesz tu zostać tak długo, jak zechcesz – dodała, poczym wyszła. Przez chwilę wpatrywałam się w zamknięte drzwi, lecz następnie poszłam wziąć prysznic.
Tam zastałam wannę godną księżniczki. Puściłam wodę i zwróciłam się w stronę lustra. To w jakim byłam w stanie można nazwać tragedią. Pod okiem miałam dość sporego siniaka. Byłam przemoczona i brudna. Czułam smród alkoholu. Natychmiast zdjęłam z siebie te rzeczy i weszłam do ciepłej wody. Westchnęłam głęboko i zanurkowałam.
Po wszystkim, kiedy się już ubrałam i uspokoiłam ,poszłam na dół coś zjeść. Na dole zobaczyłam duży stół zapełniony innymi osobami. Jedno miejsce było wolne, prawdopodobnie zarezerwowane dla mnie. Myślałam, że śnię gdy moim oczom ukazał się Erik i Elsa. Oni zareagowali podobnie.
- Birgit? – spytała zdziwiona Elsa. Natychmiast wstała i do mnie podeszła.  Musnęła moje sine oko palcem i się skrzywiła – co Ci się stało? – sądziłam, że Dina im wszystko powiedziała, lecz nic nie wiedzieli. Spojrzałam się na nią pytająco.
- Nie męcz jej kochanie – odezwała się – jak będzie chciała, to ci powie. A póki co daj jej coś zjeść -  wróciła do jedzenia, a ja usiadłam na krześle. Na kolacje podana była zapiekanka własnej roboty. Bardzo mi smakowała, ale cały czas w głowie miałam zanotowane zdarzenie z matką.
- Matko! Zapomniałam was przedstawić – zaśmiała się kobieta – a więc Elsę już znasz. Erik i Aleksander są moimi bratankami. Od lewej Andreas i Eli. Rodzeństwo. I Andreas, chłopak białowłosej – wszyscy się przywitali miło, prócz Erika. Wyglądał na niemal urażonego.  Gdy zjadłam odeszłam od stołu, by wyjść na zewnątrz. Usiadłam na werandzie i zaczęłam cicho łkać.  Chciałam wrócić do Oslo, tam byłam szczęśliwa. Z ojcem.
Nie zauważyłam Erika, który stał za mną. Szybko wytarłam łzy i wstałam.
- Czego ode mnie chcesz? – ryknęłam osłabiona.
- Chciałem powiedzieć, że mi przykro – wyszczerzył zęby w uśmiechu. Co za palant.
- Daruj sobie – odwróciłam się. Poczułam mocne szarpnięcie i znalazłam się przy nim. Stykaliśmy się ciałami, a jego dłoń dotknęła mój policzek. Wpatrywałam się w jego zielone oczy.
- Nie jestem Twoim wrogiem, księżniczko – szepnął, a ja podniosłam brew gdy nazwał mnie księżniczką.

- Skąd wiesz? – spytałam. Czułam, że chciał mnie pocałować. Lecz on mnie tylko mocno przytulił. O dziwno, odwzajemniłam uścisk. Nie rozumiałam go. To w końcu był dupkiem, czy miłym chłopakiem? 



~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Przepraszam za tak długą przerwę, ale byłam na wakacjach. Nie bójcie się, ponieważ nie przerwał produkcji Straconej. Obiecuje, że rozdziały będą dodawane częściej. 
+ przepraszam za ten rozdział i że taki krótki. 

sobota, 22 czerwca 2013

5 rozdział

Rozdział 5
Umówiłam się z Adrianem w małej kawiarni. Blondyn siedział już w wybranym przez siebie miejscu. Na mój widok wstał i ucałował  mnie w dłoni. To było naprawdę miłe. Zamówił mi kawę i jabłecznik, a sobie herbatę i szarlotkę.
- Bałem się, że nie przyjdziesz – rzekł.
- Jak widzisz, niepotrzebnie – uśmiechnęłam się.
- Powiedz mi coś o sobie – poprosił popijając gorący napój.
- A co byś chciał wiedzieć?
- Cokolwiek – zaśmiałam się – kim są Twoi rodzice, skąd pochodzisz?
- Moja mama pracuje w małym sklepie, a tata był policjantem – zacisnęłam wargi na samo wspomnienie mojego ojca – zmarł na jednej z akcji policyjnej. A pochodzę z Oslo – zaczęłam próbować ciasto, które było bardzo dobre.
- Przykro mi – westchnęłam – a masz tam kogoś? W tym Oslo?
- Owszem – rozczarowałam go chyba, a przynajmniej tak mi się wydawało – to może teraz Ty coś powiesz?
- Nie ma zbytnio o czym tu mówić. Moi rodzice nie żyją, mam siostrę, z którą nie rozmawiam. Chyba znasz Else? Tak, znasz. No obwinia mnie za ich śmierć.
- Dlaczego?
- Chciałem kiedyś pewną zabawkę. Strasznie się na nią uparłem. I oni po nią pojechali. Potrącił ich tir – z jego oczu poleciała łza. Zrobiło mi się źle. Obydwoje nie mamy zbytnio nikogo bliskiego – Elsa twierdzi, że gdyby nie ta głupia zabawka, oni nadal by żyli.
- To nie Twoja wina, Adrianie – przejęłam się i próbowałam go pocieszyć – ona nie ma prawa Cię obwiniać. Nie przyczyniłeś się do tego.
- Wiesz co? Ten Twój chłopak to ma cholerne szczęście – stwierdził, a ja się zarumieniłam. Wstałam i go przytuliłam. Jednak w pewnym momencie czegoś się przestraszyłam, poczułam lęk. Odsunęłam się od niego i powoli zaczęłam się uspokajać.
- Przepraszam, ale muszę już chyba iść – pocałowałam go w policzek i ruszyłam do domu.
Chłopak był bardzo w porządku, nawet go polubiłam. Natomiast w domu zastałam Sodome i Gomore. Wszystko było poprzewracane. Zaczęłam szukać mamy. Miałam nadzieję że nic jej nie jest. Sprawdziłam kuchnie, salon, łazienkę i jej pokój. Nigdzie jej nie było. Zaczęłam ją wołać, ale nie odpowiadała. Po twarzy zaczęły mi lecieć łzy. Co jej się stało? Lecz w pewnym momencie usłyszałam jakieś odgłosy, które dobiegały z piwnicy. Po głowie zaczęła chodzić mi myśl, że to byli złodzieje. Wzięłam nóż z kuchni, tak na wszelki wypadek. Otworzyłam delikatnie drzwi. Było ciemno i słychać było jakieś jęczenia. Zeszłam ostrożnie na dół po schodach i zapaliłam światło. Nie spodziewałam się takiego widoku. Zamurowało mnie. Upuściłam nóż na ziemie i ogarnęła mnie wściekłość. Nie sądziłam, że kiedykolwiek ujrzę coś tak wstrętnego i obrzydliwego.
- To nie tak jak myślisz… - odezwała się zaskoczona moim widokiem. Leżała naga z obcym mi mężczyzną. Jego członek nadal znajdował się w pochwie mojej matki, przy okazji pieszcząc jej piersi. Obydwoje dyszeli po ciężkiej pracy fizycznej – wyjdź tak w ogóle, nie przeszkadzaj dorosłym w pracy! – zmrużyłam oczy i wybiegłam z pomieszczenia.
Po chwili znów usłyszałam odgłosy dobiegające z piwnicy, które uświadamiały mi coraz bardziej co takiego zobaczyłam. Moja własna matka dała dupy jakiemuś facetowi. Zrobiłam sobie kawy i poleciałam do pokoju. Na schodach był rozlany alkohol, na którym się poślizgnęłam i zleciałam na ziemie. Wydałam z siebie parę wulgaryzmów kiedy się podnosiłam. Nic mi się na szczęście nie stało, tylko będę miała siniaki. Tym razem ostrożniej przebyłam tą samą drogę. Przynajmniej mój pokój był nienaruszony. Położyłam się na łóżku i włączyłam laptopa. Zaglądnęłam w pocztę i chwilę spędziłam na Internecie. Kiedy wyłączyłam urządzenie weszła matka. Nie potrafiła złapać równowagi, była tak pijana. Podeszła do mnie i chwyciła za gardło.
- Mała niewdzięcznica! Dałam Ci dach nad głową, dałam Ci wszystko! A Ty tak się zachowujesz?! – zaczęła mnie coraz mocniej ściskać.
- Puść mnie! – wydusiłam przez gardło, bezskutecznie.
- Taka z Ciebie abstynentka? – zaśmiała się wrednie. Wyciągnęła z kieszeni mały pojemnik z wódką. Zaczęła wpychać mi je do buzi. Próbowałam to jakoś wypluć, ale ta mnie mocno podtrzymywała – pij to! – krzyknęła i uderzyła mnie z całej siły pięścią w policzek. Płakałam przestraszona. Byłam cała w tym trującym płynie, krzyczałam by mnie puściła, lecz ona mnie dusiła. Udało mi się ją kopnąć w brzuch i popchnęłam na ścianę, torując sobie jednocześnie drogę ucieczki. Wybiegłam z domu biegnąc w nieznane. Byłam w opłakanym stanie. Nie miałam pojęcia gdzie biegnę. Liczyło się tylko to, by uciec stamtąd jak najdalej. Zobaczyłam dwa jasne światła, które mnie oślepiały. To był samochód, który jechał w moją stronę. Cudem udało mi się skoczyć na pobocze. Leżałam niezdolna do niczego. Płakałam. Pojazd się zatrzymał, a niego wysiadła kobieta, ta która przyszła do szpitala. Doznałam w jakimś sensie ulgi.  Podbiegła do mnie i chwyciła mnie za ramię.
- Co Ci jest dziecko? – pomagała mi dojść do wozu.
- Mama… ona mnie… boli… ja nie mogę tam wracać, proszę! – jąkałam się. Dina dotknęła miejsce, gdzie uderzyła mnie mama. Syknęłam z bólu.

- Chodź zabiorę Cię do mnie. Wykąpiesz się, wyśpisz i coś zjesz. Dobrze? – pokiwałam posłusznie głową i podążyłam za nią. W samochodzie przykryła mnie kocem. Poczułam się bezpieczna. 


Doczekaliście się 5 rozdziału. Jak widzicie mamusia zrobiła niespodziankę. Co sądzicie o Adrianie? Czekam na opinie! ; )

poniedziałek, 3 czerwca 2013

4 rozdział

Rozdział 4
Następnego dnia nie miałam problemu z siedzeniem, nikt mnie nie wypędzał. Siedziałam za to z niejaką Camillą, nowo poznaną dziewczyną. Była w porządku, dało się z nią porozmawiać. Poznałam również jej brata, Gabriela. Chłopak był gejem, ale w niczym mi to nie przeszkadzało, ponieważ to najlepszy facet jakiego poznałam. Nie licząc Chrisa. Wysiadając z autobusu kątem oka spostrzegłam Erika, który nie znał dla mnie wczoraj litości. Cóż począć, ludzi nie naprawisz.  Camilla zauważyła na kim zatrzymał się mój wzrok i od razu się uśmiechnęła.
- Podoba Ci się? – wyszczerzyła swoje zęby w uśmiechu.
- Coś Ty. Idiotami się nie interesuje – odpowiedziałam beznamiętnie. Nie kłamałam, tak sądziłam. Kto by lubił człowieka, który poniżył Cię przy całej szkole?
- I bardzo dobrze. Erik jest zwykłym flirciarzem bez grama rozumu w głowie – uśmiechnęłam się pod nosem zadowolona tym, że nie tylko moje jest takie zdanie.
- Dokładnie. Kiedyś wymyślił płotkę, że się do niego przystawiam – skrzywił się Gabriel – a to nie prawda. Nie jest w moim typie, nawet w jednym procencie – skrzywił się przypominając sobie tamte wydarzenia. Ten cały Erik to niezłe ziółko było, ciekawe czy wie, że ma konkurencje?
-Wiedziałam, że ten typ to zwykły pies bez jaj – słodka blondynka się zaśmiała, a jej brat razem z nią. Ci dwoje ludzi byli naprawdę w porządku i czułam, że się z nimi zaprzyjaźnię. Alma pewnie również podzieli moją opinię.
Poszliśmy więc razem do budynku, gdzie mieliśmy lekcje. Ja zmierzałam na fizykę,  Camilla na chemię i Gabriel na wychowanie fizyczne. Podobno obydwoje grają w koszykówkę, przez co po zajęciach umówiłam się z nimi na mały sparing. Pożegnałam się z nimi i biegiem ruszyłam do pomieszczenia, w którym miałam mieć fizykę. Po chwili wpadłam na wysokiego blondyna przez co upadła mi komórka.
- Uważaj! – krzyknęłam szybko ją podnosząc. Ekranik był zbity i z ust wydobyło się parę przekleństw.
- Przepraszam, nie zauważyłem Cię – zaczął się tłumaczyć unosząc ręce do góry.
- Twoje przeprosiny nie naprawią mi telefonu! – dźgnęłam go palcem w pierś. Westchnęłam nieźle wkurzona – nie ważne. Zejdź mi z drogi – kiedy chciałam przejść, ten zawadził mi drogę. Spojrzałam się na niego spode łba.
- Oddam Ci pieniądze, ile potrzebujesz? – z kieszeni wyciągnął portfel, a następnie zielone papierki – sto, dwieście? Dobra masz trzysta – wsunął mi to w dłoń. Rzuciłam nimi w jego twarz.
- Wsadź je sobie głęboko w dupę, nie potrzebuję od Ciebie niczego.
- Dobra źle to zaczęliśmy. Naprawdę mi przykro, jest coś co mogę zrobić by odkupić swoje winy? – zrobił maślane oczka, a ja się uśmiechnęłam i potrząsnęłam z niedowierzaniem głową – a tak przy okazji, jestem Adrian – wyciągnął rękę w moją stronę.
- Birgit – podałam mu swoją, a ten wargami musnął grzbiet mojej dłoni. Zaśmiałam się niezgrabnie – wystarczy, że postawisz mi kawę – stwierdziłam.
- Dzisiaj wieczorem? – zaproponował.
- Jasne – puściłam do niego oczko i ruszyłam na lekcje. Oczywiście spóźniona.
Na zajęciach rysowałam w brudnopisie wilki. Dokładnie tego, który uratował mnie w lasku. Podkreśliłam jego cudowne zielone oczy, które zawładnęły całą mną.  Kiedy skończyłam rysunek schowałam go w podręczniku i skupiłam się na tym, co mówiła profesorka.
Lunch również mijał przyjemnie. Siedziałam sama, nie potrzebowałam żadnego towarzystwa. Wpatrywałam się w naleśniki przede mną, zrobione przez kucharkę. Smakowały dobrze, ale żadną rewelacją nie były. Słuchałam muzyki przez słuchawki, a dokładnie Michaela Jackson „Dirty Diana”. Lubiłam tego piosenkarza, szkoda że nie było mi dane pójść na jego koncert. Niestety, taka kolej rzeczy. Postanowiłam w pewnym momencie zadzwonić do Chrisa, zobaczyć, co u niego.
- Tak? – odebrał cały zdyszany.
- Cześć – przywitałam się wesoło – co ty taki zmęczony?
- A no bo wiesz, ćwiczę przed jutrzejszym meczem – w tle usłyszałam damski śmiech.
- Sam? – zapytałam zaintrygowana.
- No tak. Oglądam jakiś film i rozumiesz – zaśmiał się niepewnie, a ja przymknęłam oczy czując, że łgał.
- Rozumiem. Co u Ciebie?
- Przepraszam kochanie, ale muszę już kończyć – usłyszałam szybkie cmokanie i się rozłączył, nie dając mi nic powiedzieć.
Olałam to sądząc, że mam jakieś głupie urojenia. Westchnęłam ciężko i poszłam załatwić szybką potrzebę w toalecie. Weszłam do zadbanej kabiny i jakiś dwie dziewczyny wparowały do pomieszczenia.
- Słyszałaś o tej nowej? – Usłyszałam donośny głos.
- Chodzi Ci o tą Birgit? – odpowiedziała druga z piskliwym głosem.
- Dokładnie – zaśmiała się – podobno ktoś ją zgwałcił w lesie.
- Błagam Cię, widać że to dupo dajka – Nie wierzyłam własnym uszą, kim ja byłam? Wyszłam z kabiny i się do nich groźnie uśmiechnęłam. Dziewczyna w czarnych włosach rozszerzyła oczy ze zdziwienia, a blondynka, prawdopodobnie z piskliwym głosem speszyła się.
- Jestem Birgit, a wy? –nie odpowiedziały. Za to ja uderzyłam czarną w nos, a drugiej sprzedałam liścia. Poniosło mnie trochę, ale nie lubiłam kiedy nazywano mnie  tak niegrzecznie – następnym razem może pomyślicie zanim cokolwiek powiecie – warknęłam.
- Amanda, będę miała siniaka pod okiem! – dramatyzowała skrzecząca.
- Zamknij się Sarah! – spojrzała się na mnie, jednocześnie trzymając się za nos – pożałujesz tego – następnie obydwie wybiegły. Ja natomiast zaczęłam się śmiać i z szerokim uśmiechem ruszyłam na lekcje.
Po drodze spotkałam Gabriela, który był wyraźnie zaniepokojony.
- Czy Ty się dobrze czujesz? – krzyknął do mnie – zadarłaś nie z tym co trzeba!
- To już o tym wiesz? – zdziwiłam się.
- Dziwne żeby nie. Amanda jest wściekła, nie odpuści Ci – położyłam mu dłoń na ramieniu.
- Spokojnie, dam sobie ranę. Z gorszymi miałam do czynienia… - i pojawił się Erik. Przeszedł obok mnie i czas na krótki moment się zatrzymał kiedy patrzył mi się w oczy. Dostrzegłam w nich… tęsknotę? Przynajmniej takie miałam wrażenie. Moje serce zaczęło mocniej bić. Chciałam iść do niego i go przytulić, pocałować… otrząsnęłam się. Czar nagle. Zacisnęłam pięści i wyrzuciłam tę myśl z głowy.
- Birgit! – usłyszałam głos chłopaka – słuchasz mnie?

- Tak, oczywiście. Przepraszam – przytuliłam go i odeszłam. 




Podobał się 4 rozdział, wiem trochę taki nudny, ale rozumiecie. Początki są najgorsze! Oczywiście zmieniłam wygląd i zastanawiam sie czy zostawić ten czy zmienić na wcześniejszy. Co sądzicie?  Czekam na wasze opinie.; ) 

sobota, 11 maja 2013

3 rozdział


Rozdział 3
Wychodząc z domu znowu napotkałam się na mamę. Próbowałam ją ominąć, lecz bezskutecznie.
- Poczekaj – rzekła wyniośle. Zwróciłam się w jej stronę i czekałam na to, co chce powiedzieć – od teraz będziesz do szkoły jeździła busem szkolnym – oparła się o blat, a we mnie wzrastał gniew.
- No teraz chyba sobie żartujesz!  - oparłam się o ścianę i wpatrywałam się w jej pusty wyraz twarzy.
- Wracać też masz nim – odwróciła się i wyciągnęła z lodówki dżem.
  Nie wiedziałam, co rzec, brakło mi słów. Wtedy usłyszałam dźwięk klaksony, który oznaczał, że jest już na miejscu. Przygryzłam sobie język, wbiłam palce w skore i wyszłam. Kierowca był już dość stary, widać było duże worki pod oczami i spory zarost. Gestem wskazał mnie tył siedzeń za sobą. Uśmiechnęłam się sucho, a następnie podążyłam w tłum rówieśników. Usiadłam z tyłu, wkładając sobie słuchawki w uszy. Pogrążyłam się w muzyce i przymknęłam oczy. Czułam na sobie spojrzenia innych osób, pewnie i szepty. Przede mną stanął jakiś wysoki facet. Ciemny blondyn, zielone oczy, opalony, krótką mówiąc przystojny. Zdjęłam z siebie jedną słuchawkę i wpatrywałam się na niego z kpiną.
- Siedzisz na moim miejscu – odezwał się, a ja go wyśmiałam.
- Jest to gdzieś napisane? – rozejrzałam się – nie. Więc żegnam – znowu zaczęłam słuchać muzyki. Ten jednak mi je zdjął.
- Co Ty? Guza szukasz?! – warknęłam .
- Nie ładnie słuchać muzyki w trakcie konwersacji z drugą osobą – uśmiechnął się głupio i zalotnie.
- Ja naszą właśnie zakończyłam – powtórzyłam gest i odwróciłam głowę. Nieznajomy wyrwał mi je i schował do kieszeni. Podniosłam się i zaczęłam się awanturować – Oddawaj je baranie!
W pewnej chwili nasze oczy spotkały się, a usta dzieliło parę minimetrów. Staliśmy nie zwracając na nic uwagi, był tylko on i ja. Te oczy… Znałam je… wiem, że czuł to samo. Byliśmy bliżej siebie, coraz bliżej. Nagle w pewnym momencie bus ostro skręcił. Chłopak upadł na moje miejsce, a ja na ziemie. Wszyscy zaczęli się głośno śmiać.
- Mówiłem, że ja tu siedzę – uśmiechnął się szyderczo, a ja spaliłam się ze wstydu.
 Na moje szczęście byliśmy już na miejscu. Zacisnęłam mocno pięści i wyszłam jako pierwsza. Szłam przed siebie nie zwracając na nic uwagi. Szukałam tylko odpowiedniego pomieszczenia, w którym miałam mieć lekcje. Jakieś blondynki patrzyły się na mnie kpiąco i wymyślały różne bajki na mój temat. Kiedy znalazłam sale usiadłam w ostatniej ławce przy oknie. Powoli też się inni zbierali i było coraz tłoczniej. Nauczycielka była drobna. Krótkie, falowane rude włosy, niska i chuda. Na pierwszy rzut oka, przyjemna. Nazywała się Melinda Bioern.  Nauczała historii.
Do klasy weszła jakaś dziewczyna o białych włosach, wesoła i dzika.
- Przepraszasz, za spóźnienie – śmiała się.
- Dlaczego przyszłaś po czasie?
- Abraham trochę przegiął, wie pani jak to jest – wyznała, jednocześnie rozśmieszając każdego. Czułam, że mówi prawdę, bo jej włosy były poszarpane, a spodnie założone na szybko.
- Siadaj na miejsce – westchnęła nauczycielka.
- Ale jest zajęte – puściła mi oczko.
- To siadaj z nią, co za problem – odwróciła się do tablicy i zaczęła pisać temat lekcji. Dziewczyna usiadła obok mnie i wyciągnęła w moją stronę rękę.
- Jestem Elsa – uśmiechnęła się szeroko.
- Birgit– nauczycielka się odwróciła w moją stronę i nagle coś sobie przypomniała.
- Właśnie! Może się przedstawisz – gestem dłoni kazała mi wstać. Niezgrabnie wstałam i zwróciłam się nieśmiało do klasy.
- No ja jestem Birgit Solberg – usiadłam natychmiast.
- Więc tak nazywa się niewiasta niższego poziomu – wybuchnął śmiechem chłopak z autobusu rozbawiając znowu rówieśników.
- Erik! – zwróciła mu uwagę Melinda.
- Przepraszam za niego, on nie jest taki jak się wydaje – zaczęła go bronić jasnowłosa.
- Jasne – spojrzała mi się głęboko w oczy i umilkła wyraźnie czymś zszokowana. Odwróciła się i wysłała komuś wiadomość  przez telefon.

Po wszystkich zajęciach udałam się do lasku, w którym zostałam zaatakowana. Miałam w dupie rozkaz matki. O dziwo usiadłam pod tym samym drzewem, gdzie znalazł mnie czarny wilk. Coraz bardziej tęskniłam za Oslo. Miałam ochotę się rozpłakać, ale nie mogłam. Ja nie płacze. Gdy płaczesz, okazujesz swoją słabość – to było moje motto. A ja nikomu nie ukaże swojej słabości, nikomu. Po śmierci ojca płakałam całymi dniami. Przypomniałam sobie dzień przed jego akcją.
- Ty i ja niezwyciężeni – chwyciliśmy się za małe paluszki szczęśliwi. To był nasz gest, w którym składaliśmy sobie obietnice nie do podważenia.  Chwyciliśmy nasze dmuchane miecze i ruszyliśmy na mamę – atak! – krzyknął tata. I zaczęliśmy okładać ją mieczami.
- Poddaje się – śmiała się i uniosła ręce do góry, dając znać iż nie chce walczyć – poza tym to nie fair! Dwóch na jednego – do pokoju wszedł właśnie Max, nasz pies.
- W tym domu nigdy nie było równowagi – przytulił ją czule mój ojciec i obdarował pocałunkiem w czoło. Bawiłam się z psem, a oni spoglądali na siebie zakochani.
- Z każdym dniem kocham Cię coraz bardziej – ułożyła swoją głowę, na jego ramieniu.
- Ale to nie znaczy, że z Birgit damy Ci fory – uniósł ją wysoko i mnie zawołał. Położył ją na podłodze i zaczęliśmy ją gilgotać. Max szczekał i skakał po mamie.
- Proszę, ratunku! – krzyczała głośno radosna.
Przygryzłam sobie usta, powstrzymując się od płaczu. Tak bardzo za nim tęskniłam. Byliśmy wielką, szczęśliwą rodziną, a teraz? Wszystko się rozpadło. Nie ma już nic, kompletnie.
Wróciłam do domu niechętnie. 



Co sądzicie ? Troche mi nie wyszedł, ale cóż. Początki zawsze sa nudne. Zdaje się na waszą opinie! 

Czym więcej komentarzy, tym szybciej rozdział. ! ; )))

czwartek, 2 maja 2013

2 rozdział


Rozdział 2
Obudziłam się we własnym łóżku. Spałam w tych samych rzeczach co byłam wczoraj i nie wiedziałam jak się tu znalazłam., bo dobrze pamiętałam jak byłam w jaskini. Spojrzałam na zegarek i pobiegłam szybko do łazienki, bo została mi godzina do zajęć w nowej szkole. Zimny strumień cudził moje ciało,  a nowe ubrania wręcz cieszyły moje oczy. Spakowałam potrzebne rzeczy do torby i zbiegłam po chodach, ubierając buty.
- Masz śniadanie – usłyszałam i w ostatniej chwili złapał worek ze jedzeniem. Odrzuciłam go równie szybko.
- Kupię sobie w sklepiku – odparowałam.
- Może Cię odwiozę? Pewnie nie trafisz do szkoły – mrugnęła do mnie, a ja ją wyśmiałam.
- Dam sobie świetnie radę bez Ciebie – zrobiłam krótką pauzę – tak jak do tej pory. I nie udawaj matkę Tereskę, bo to Ci nie wychodzi – nic nie odpowiedziała. Czułam, że zabolały ją moje słowa, ale ja to miałam w tym momencie gdzieś. Chwyciłam kurtkę i wyszłam.
Wiedziałam, że muszę iść cały czas prosto. Jednak pomyślałam, że przez lasek będzie szybciej, więc zaryzykowałam.  Po minucie człapania zdałam sobie sprawę, że się zgubiłam. Tylko ja tak oczywiście potrafiłam, ale się nie poddawałam. Pewne było, iż nie zdążę na pierwszą lekcję. Po dłuższym czasie chodzenia usiadłam przy drzewie i odpoczęłam. Wysłałam wiadomość do Chrisa.
Co słychać w wielkim świecie?
Nie musiałam długo czekać na jego odpowiedź.
Niedługo mamy finał i trener robi nam ciągle treningi. A jak w małym świecie? Tęsknie!
Uśmiechnęłam się pod nosem. Gdy chciałam odpisać usłyszałam warczenie. Obejrzałam się za siebie, ale nic nie widziałam. Pomyślałam, że rozum płata mi figle.
Nic się nie zmieniło. Mam zajęcia w terenie i nie wiem jak znaleźć szkołę. Też mi Ciebie brakuję…
I wyślij. Znowu usłyszałam warczenie. Podniosłam głowę znad telefonu i ujrzałam wielkiego, czarnego wilka. Otworzyłam usta ze zdziwienia i szybko się podniosłam. Stał przede mną i patrzył mi się prosto w oczy. Były czerwone, przerażająco czerwone. Widać było w nich głód i chęć mordu. Wydawać by się mogło, że się szyderczo uśmiecha, jakby chciał powiedzieć „to koniec maleńka”. Stałam sparaliżowana. Jego nozdrza to się poszerzały, to zwężały, a z pyska leciała mu ślina. Kły były ostre jak brzytwa, nie miałam szans. Usłyszałam dźwięk, który wydobył się z mojej komórki. Chris. Ruszyłam za siebie z całych sił. Nie mogłam się potknąć, nie mogłam zwolnić, nie mogłam się zatrzymywać. Jeden mały błąd i mnie złapie. Słyszałam jego kroki, które były coraz to bliżej. Gałęzie cięły moje ciało i ubrania. Sapanie wilka było bardo wyraźne, bawił się. Moje szanse na wolność zaprzepaścił korzeń, o który się potknęłam i upadłam na ziemie. Ból w kostce był nie do zniesienia. Nie mogłam wstać, próbowałam się czołgać, ale poczułam jak jego zabójcze zęby zaczęły szarpać nogawkę i ciągnęły mnie nie wiadomo gdzie. Kopnęłam go wolną nogą w pysk i nieudolnie znowu uciekałam. Olałam ból w kostce i ruszyłam przed siebie kulejąc. Niebezpieczne szczekanie mnie przerażało. Znowu się przewróciłam. Nie mogłam już wstać. Byłam bezsilna, czułam nadchodzącą śmierć i odór bestii. Był zdenerwowany i przerażająco wolno pochodził do mnie na swoich czterech łapach. Obwąchiwał mnie rozkoszując się moim strachem. Polizał mnie po szyi i przygotował się na łapczywy gryz. Zacisnęłam powieki, ale nic nie nastąpiło. Otworzyłam oczy. Dwa wilki zaczęły toczyć ze sobą bój. Poczłapałam do drzewa chcąc się za nim ukryć. Drugie zwierzę miało sierść barwy kasztanu. Ugryzł go w ucho, a ten zawył z bólu i uciekł. Nowy wilk podszedł do mnie i mnie obwąchał. Nie wyglądał groźnie. Poczułam spokój i bezpieczeństwo. Jego oczy były zielone, zachwycały mnie. Ostrożnie wyciągnęłam dłoń w jego stronę, ale ten się cofnął i przyglądał mi się uważnie. Podstawił swój łeb i go pogłaskałam. Jego sierść była miękka, mogłam w niej zasnąć. Pocałowałam go. Jego wzrok spoczął na moich niebieskich tęczówkach. Mocno się zdziwiłam gdy wydobył z siebie jedną łzę. Znowu się cofnął i patrzył się na moją kostkę. Próbował mnie usadzić na sobie, a ja mu się nie opierałam. Chwyciłam się mocno i poczułam wiatr we włosach. Biegł niesamowicie szybko. To było wspaniałe uczucie, które szybko minęło, bo postawił mnie na ziemi. Znajdowałam się przed szpitalem. Mój wybawca uciekł, zostawiając mnie samą. Kasztan… tak go nazwałam. Mój Kasztan.
Zauważyła mnie pielęgniarka. Zawołała pomoc i zaraz wzięli mnie do środka budynku. Wyciągnęłam telefon z kieszeni.
Niebawem przyjadę. Tylko nie pakuj się w kłopoty!
Zaśmiałam się. Trochę za późno odczytałam sms’a.  Telefon spadł mi z dłoni i straciłam przytomność.
***
Moje oczy oślepiło światło. Nade mną stała matka i trzymała mnie za rękę. Wyciągnęłam ją z jej uścisku.
- Co tu robisz? – zapytałam urażona jej obecnością.
- Czuwam. Nie wiem czy wiesz, ale jesteś w szpitalu – posłała mi uśmiech. Rozejrzałam się dookoła i głęboko westchnęłam. Kiedy chciałam wstać, ta mnie powstrzymała – leż, masz skręconą kostkę – przypomniałam sobie co zaszło. Kasztan…
- No i? – jęknęłam z bólu gdy chciałam poruszyć nogą. Pokręciła od niechcenia głową i wyprostowała się na krześle.
- Jak się czujesz?
- Nagle Cię to obchodzi? – odwróciłam wzrok.
- Jestem Twoją mamą. Co się stało? – popatrzyłam na zadrapania, które rozchodziły się po całym ciele.
- Szłam laskiem i się potknęłam – skłamałam. Ona mi uwierzyła. Naiwna.
- Sarah mówiła,  że zostaniesz tutaj na obserwacji i przez tydzień masz zostać w domu – o nie! Nie zostanę z tą żmiją cały tydzień. Już wole znowu uciekać przed wilkiem.
- Nie ma mowy  - kiedy przystanęłam na nodze syknęłam. Bolało i to cholernie – nie mam zamiaru się kisić w tym więzieniu – do pokoju weszła pielęgniarka. Kazała mi się położyć.
- Nie marudź Birgit, mogło być gorzej – odezwała się czarnowłosa kobieta. Była przygarbiona i przygruba. Widać  było worki pod oczami i zmarszczki.
- Nie pamiętam byśmy były kiedykolwiek po imieniu – stwierdziłam chamsko.
- Oczywiście panno Solberg – matka wysłała mi karcące spojrzenie – nazywam się Sarah Hange.
- Miło mi – nawet na nią nie patrzyłam – chciałabym zostać sama.
- Nigdzie się stąd nie ruszam – wstała.
- Przykro mi Eva, ale Twoja córka jest pełnoletnia i nie masz niestety w tej sprawie nic do powiedzenia – pokazała dłonią mojej mamie drzwi i poczekała aż wyjdzie. Kiedy to nastąpiło Sarah zamknęła za sobą drzwi i zostałam sama w pokoju.
Byłam rozwścieczona obecnością mojej rodzicielki. Jak dla mnie była nic nie znaczącym robakiem na całej półkuli ziemskiej. Równie dobrze mogłaby nie istnieć, nie przejęłabym się tym. Zniszczyła mi całe życie i czasami mam ochotę ją zabić. A słowo daje czasami coraz częściej nachodzi mnie ta myśl. Do pokoju weszła nieznana mi kobieta. Była po czterdziestce, miała długie, czarne i proste włosy. Patrzyła się na mnie z żalem. Chciałam wstać, ale ona powstrzymała mnie ruchem ręki. Usłuchałam się jej. Przyglądałam się jej podejrzliwie.
- Kim pani jest? – zapytałam.
- Dina Larsen – usiadła na skraju łóżka. Otworzyła torebkę i zaczęła czegoś szukać.
- Jestem Birgit – przedstawiłam się – Solberg – dodałam pośpiesznie – Birgit Solberg.
- Wiem jak się nazywasz – jej kąciki ust podniosły się. Wyciągnęła jakąś buteleczkę z czerwonym płynem. Wyglądało jak perfum – i wiem co się stało, kochanie – spoważniałam tak samo jak ona.
- Czego pani chce? – Podparłam się na rękach gotowa krzyczeć.
- Pomóc – nie odezwałam się – pokaż nogę – posłusznie wyciągnęłam ją spod kołdry. Opuszkami palców przejechała po mojej skręconej kostce. Z torebki wyciągnęła mały nożyk, który cudownie błyszczał.
- Co chcesz mi zrobić? – podniosłam głos.
- Spokojnie.
Nożykiem przecięła mi skórę w miejscu gdzie najbardziej doskwierał mi ból. Jej  twarz był cały czas spokojna i opanowana, w przeciwieństwie do mojej. Popsikała mi ranę czerwoną cieczą. Zaczęło mnie trochę piec, ale zacisnęłam wargi i ugryzłam się w język powstrzymując się od krzyku. Kiedy rana zaczęła się goić i po minucie nie widać było śladu po zabiegu osłupiałam.
- Wstań – nakazała. Niepewnie stanęłam na prawej nodze i nic mnie nie bolało. Ruszałam nią w każdą stronę i żadnego znaku. Zaczęłam głupio skakać i naprawdę nic nie czułam.
- Co mi pani zrobiła?
- Niech to zostanie naszą małą tajemnicą – mrugnęła do mnie, a ja się uśmiechnęłam jak dziecko, które dostało lizaka – i mów mi po prostu Dina.
- Dziękuję Ci Dino – przytuliłam ją – nikomu nic nie powiem.


No i jest 2 rozdział. Co sądzicie ? Każdy komentarz jest dla mnie ważny i dzięki nim wiem na co mam zwracać uwagę ! 

poniedziałek, 29 kwietnia 2013

1 rozdział


Rozdział 1
Bergen, Norwegia, teraźniejszość
- Ile razy mam powtarzać, że ja nie chce tutaj mieszkać?! – wykrzyczałam po raz setny mojej matce.
Właśnie przeprowadziłyśmy się do Bergen, idiotycznego miasta, które jest położone daleko od Oslo. Miejscowość, gdzie zostawiłam wszystko. Przyjaciół, rodzinę, dom, treningi.
- Przestań Birgit, nie będzie tak źle – odpowiadała z znudzonym wyrazem twarzy matka.
Wróciłyśmy do miejsca, w którym się wychowała, a w Oslo zostawiłyśmy pochowanego ojca, który zginął na akcji ratunkowej. Był policjantem, wzorowym i  wszyscy go lubili, oraz szanowali. Miał awansować, ale no cóż… W Oslo doszło to zatrzymania zakładników w markecie. Mój tato oczywiście dowodził akcją i udało mu się. Tylko, że przestępca założył bombę w piwnicy i on tam sprawdzał czy nie ma kogoś jeszcze uwięzionego. Niestety w złym miejscu i złym czasie. Czekałyśmy w domu z kolacją, a on nie przychodził.Czekałyśmy i czekałyśmy, a jego wciąż nie było. W pewnym momencie ktoś pukał do drzwi. Podniecona tym, że tatuś wrócił pobiegłam otworzyć drzwi. Lecz zawiodłam się, gdy na progu stał funkcjonariusz policji z zgaszoną miną. Zawołałam mamusię, a ona wpuściła go do środka. Wtedy oznajmił nam, że tata nie żyje. Stałam sparaliżowana, nieprzytomna… Nie da się opisać tego co czułam. Jakby wyrwano mi serce. Dosłownie. Od tamtego czasu moja matka kompletnie się załamała, a smutki topiła w alkoholu. Stała się agresywna i nie zważała na to co robi. Straciłyśmy mieszkanie, a w Bergen stał dom przypisany na Eve Solberg. Tym o to sposobem znalazłam się tutaj, daleko od mojego prawdziwego życia.
- Jasne. Wiesz najlepiej – mruknęłam.
- Uspokój się – westchnęła ciężko – mogłyśmy wylądować na ulicy. Lepsze to niż nic.
- Gdyby nie Twoje pijactwo w ogóle by do tego nie doszło!  - wygarnęłam się.  Przygryzła wargę próbując powstrzymać się od wybuchu złości, ale trudno jej to szło. Po kimś to muszę mieć.
- Nie pyskuj gówniaro! Sama nam tego nie ułatwiłaś – podeszła do mnie i ścisnęła mnie za nadgarstek.
- Na pewno nie utrudniłam – wyrwałam się spod jej ucisku i pobiegłam schodami na górę, ukryć się w
moim nowym pokoju.
Położyłam się na łóżko i postanowiłam zadzwonić do mojej przyjaciółki, która mieszka w Oslo. Jesteśmy jak siostry i zawsze możemy na siebie liczyć. Nigdy nie było inaczej. Właśnie Alma najbardziej wspierała mnie po śmierci taty. Była przy mnie w tych trudnych chwilach, nie musiała nic mówić, ponieważ uspokajała mnie samym byciem przy mnie. Wykręciłam więc jej numer i czekałam na sygnał.
- No już bałam się, że nie zadzwonisz – usłyszałam radosny głos opalonej blondynki. Od razu się uśmiechnęłam.
- Jakbym śmiała – przywitałam się stęskniona.
- Jak podróż? Dojechałaś w jednym kawałku?
- Jakby inaczej. Jak Chris? – był to mój chłopak, którego również musiałam zostawić tam daleko. Obiecał, że będzie mnie odwiedzał i codziennie dzwonił.
- Poszedł na siłownie i kazał Cię pozdrowić – nic nowego. Siłownia, koszykówka, siłownia. Jego całe życie. Tak apropo to dzięki treningom się poznaliśmy. Kto by pomyślał, że sport nas połączy.
- Doprawdy, nie mogę w to uwierzyć  - usłyszałam śmiech mojej przyjaciółki po drugiej stornie słuchawki.
- A jak mama? – spoważniała, a ja razem z nią.
- Jak zwykle jest sobą – zacisnęłam pięść i ugryzłam się w język – na razie jest trzeźwa.
- To dobrze – wyobraziłam sobie jej uśmiech pełen współczucia. Znowu poczułam smutek i tęsknotę – wiesz kto mnie zaprosił do kina? – zmieniła temat za co byłam jej dozgonnie wdzięczna.
- Kto?
- Dick! Rozumiesz? Dick Miller! – wydałam z siebie udawany okrzyk zadowolenia. Osobiście za nim nie przepadałam. No cóż. Nie każdy zasługuję na moją sympatię, a zwłaszcza facet, który zmienia dziewczyny częściej niż gacie.
- Super.
- Oj no weź, on wcale nie jest taki zły jak sądzisz – rozszyfrowała moje myśli – od tygodnia z nikim nie spał – wybuchnęłam śmiechem, naprawdę.
- Teraz to mnie rozwaliłaś – łapałam oddech – ma się chłopak czym chwalić.
- No nie? – znowu wbrew mojej woli się uśmiechnęłam, a do pokoju wparowała najcudowniejsza mamusia.
- Alma, ja muszę już kończyć. Zdzwoniły się później, ok?
- Jasne, buźka! – rozłączyłam się i popatrzyłam na brunetkę, która trzymała w jednej ręce wódkę, a w drugiej papierosa. Przewróciłam oczami i przygotowywałam się na kolejną kłótnię. Kiedy chciałam wstać z łóżka, ta mnie na nie popchnęła.
- Oszalałaś? – spytałam dość grzecznie jak na siebie, a bardziej zaskoczona.
- Już od dawna – poczułam odór alkoholu i papierosów, który w połączeniu wywoływał mdłości.
- Co chciałaś?
- Pogadać z moją rozkapryszoną córunią! – zaśmiałam się sarkastycznie – no i co Cię tak bawi?
- Ty? – wstałam, ale po raz kolejny zostałam popchnięta.
 Tym razem jednak chwyciłam ją za ramiona i usadowiłam ja na fotelu – przestań chlać i zajmij się czymś pożytecznym – warknęłam.  Ona wybuchła i obdarzyła plaskiem w policzek. Byłam już wściekła i odepchnęłam ją na ścianę. Wybiegłam z domu rozładować się na pierwszym lepszym czymś. Spacerowałam przed siebie rozkoszując się świeżym powietrzem i ciszą. Włożyłam dłonie do kieszeni i podskakiwałam jak mała dziewczynka. Powoli się uspokajałam. Spostrzegłam w końcu las. Nie duży, ale w sam raz. Od dziecka lubiłam takie miejsca i postanowiłam się rozgościć. Znalazłam się wśród drzew czując sosny, świerki i inne rośliny. Słyszałam również ptaki beztrosko ćwierkające. Moim oczom ukazała się w oddali jakaś skała i wygrała ciekawość. Z bliska było widać jakiś otwór. Wspięłam się na skała i znalazłam się w ogromnej jaskini i wydawało mi się, że już tu kiedyś byłam. Takie dziwne uczucie. Rozejrzałam się dookoła i było tu magicznie. Oparłam się o ścianę i i próbowałam sobie przypomnieć sytuację, dzięki której kojarzę  to miejsce. Nic. Pustka. Wielka niewiadoma. Musiałam przyznać, iż przeszedł mnie w pewnym momencie dreszcz, podniecenie i ból jednakowo. Nie wiem jak, ale zasnęłam. 



Więc jest pierwszy rozdział. Co sądzicie ? Podoba się? Wygląd treść i w ogóle? Każdy komentarz jest motywacją do dalszego pisania!; ) 

niedziela, 28 kwietnia 2013

PROLOG


Prolog
Bergen, Norwegia,  1563 rok
Biegła przed siebie nie zważając na czyhające zagrożenie. Liczyło się tylko, że zaraz ujrzy ukochanego. Było ciemno i zimno, a w bufiasta suknia nie ułatwiała zadania. Słyszała dalekie wycie wilków, czuła dreszcze na całym ciele. Marzła, ale najważniejszy był ON, z którym miała uciec jak najdalej, by mogli być razem na wieki. Księżniczka Norwegii nie miała prawa wyjść za zwykłego chłopa. Postanowiła uciec z nim i zostawić luksusowe życie w zamku. Musiała opuścić rodziców, przyjaciół i poddanych. Wszystko dla niego. Biegnąc do jaskini, w której mieli się spotkać potknęła się i wpadła w błoto. Wstała, a następnie wytarła twarz, po czym ruszyła dalej. Była coraz bliżej i serce biło jej coraz szybciej. Nie wiadomo skąd słychać było tupot nóg. W jednej sekundzie zrozumiała, że ją ścigają, przyśpieszyła. Widziała już jaskinie i kąciki ust podniosły się z ulgą. Musiała tylko się wspiąć. Ściągnęła korki  i zaczęła wchodzić. Kątem oka było widać rycerzy, którzy jej szukali. W głębi serca modliła się, by zdążyła się ukryć. Wiedziała jak się skończy jej nieposłuszeństwo wobec ojca.  Nie ważne, że jest jego rodzoną córką. Sprzeciwiła się i wisi nad nią kara śmierci. W końcu weszła. Przy ognisku siedział Erik i grzał sobie dłonie. Podniósł głowę i uśmiechnął się, a następnie wziął w ramiona Emme. Dziewczyna czuła się bezpieczna i nie zamartwiała się życiem dworskim. Z jej oczu poleciały łzy szczęścia. Wszystko się dopełniło. Zastygli w namiętnym pocałunku, który był cząstką ich rozkwitającej miłości. Nic, ani nikt nie mógł zastąpić tak czystego i prawdziwego uczucia. 
- Tak bardzo się cieszę, najdroższy  - odezwała się księżniczka.
- Ja również – szepnął i musnął jej policzek – ryzykujesz dla mnie, ja nie powinienem Wasza Wysokość.
- Eriku, jesteś równy mi. Nie jestem Twoją księżniczką, ani władcą – chwyciła go mocniej za dłoń – nie mianuj mnie niepotrzebnym tytułem. Jestem Twoja, a Ty mój. Jesteśmy jednością – obdarzyła go czułym pocałunkiem.
- Możesz zginąć .
- Warto – uśmiechnęła się – bez Ciebie moje życie nie ma sensu.
- Emmo, jesteś światłem mojego marnego życia – zamknął ją w szczelnym uścisku.
Nic więcej nie powiedzieli. Całował ją tak, jakby świat miał się zaraz zakończyć. Pragnęli się tu i teraz. Rozerwał ją suknie tak, że zaraz była naga, a ona jego brudne ubrania. Jego ręce wędrowały coraz niżej sprawiając  jej przyjemność.  Emma sapała coraz mocniej wbijając paznokcie w jego plecy.  Ich biodra dopełniały się. Po  upojnym zatraceniu spojrzał się w jej piękne, błękitne oczy. Tak bardzo je kochał, oraz tak bardzo je narażał. Nie chodziło o króla, ale o coś znacznie gorszego. Złamał zasady, by być szczęśliwym. Strasznie go to bolało. Księżniczka spostrzegła na jego twarzy niepokój.
- Co się stało Kochany?
- Musisz o czymś wiedzieć  - zaczął nie pewnie.
- O czym?
- Jesteś przy mnie stracona – odwrócił wzrok. Emma się przestraszyła i cofnęła od niego.
- O czym Ty mówisz? – wyjąkała.
Do jaskni wparowało osiem wilków. Emma odruchowo cofnęła się, szukając wzrokiem Erika. Zaparło jej wdech w piersiach i panikowała.  Spojrzała się na kochanego i szukała w nim ratunku.
- Zostawcie ją – wydumał – błagam, dajcie jej żyć - prosił chłop wilki. Odpowiedziały mu tylko surowym warczeniem.
Emma wtuliła się w pierś mężczyzny i zaczęła głośno łkać.  Erik zasłonił ją własnym ciałem, a następnie jeden z wilków skoczył mu na plecy. Księżniczka krzyknęła głośno i cofnęła się do ściany.
- Dajcie jej spokój! – krzyczał. Nie słuchały go.
Trzy wilki go przytrzymywały, a reszta podchodziła do niebieskookiej.  Modliła się w duchy, by był to tylko durny sen, z którego zaraz się wybudzi. Nic takiego nie nadchodziło, a warczenie zwierząt było coraz bliżej. Zsunęła się na ziemie i cichutko szlochała, wiedząc co ją czeka. Wiedziała, że za chwile skończy się jej czas.
- Nie ! – Próbował się wyszarpnąć.
Rozwścieczone zwierzęta były już przy Emmie. Spojrzała się po raz ostatni na ukochanego, pełnym miłości wzrokiem. Ostatnie jej brzmiały „Wrócę, mój Najdroższy”. Zacisnęła wargi i czuła jak stworzenia ją gryzą i rozkoszują się jej bólem. Nie okazywała już strachu, już nie. Przestała płakać. Pogrążyła się w wiecznym śnie, rozszarpana przez wilki.

Bohaterowie :