Rozdział 1
Bergen, Norwegia, teraźniejszość
- Ile razy mam powtarzać, że ja nie chce tutaj mieszkać?! –
wykrzyczałam po raz setny mojej matce.
Właśnie przeprowadziłyśmy się do Bergen, idiotycznego
miasta, które jest położone daleko od Oslo. Miejscowość, gdzie zostawiłam
wszystko. Przyjaciół, rodzinę, dom, treningi.
- Przestań Birgit, nie będzie tak źle – odpowiadała z
znudzonym wyrazem twarzy matka.
Wróciłyśmy do miejsca, w którym się wychowała, a w Oslo
zostawiłyśmy pochowanego ojca, który zginął na akcji ratunkowej. Był
policjantem, wzorowym i wszyscy go
lubili, oraz szanowali. Miał awansować, ale no cóż… W Oslo doszło to
zatrzymania zakładników w markecie. Mój tato oczywiście dowodził akcją i udało
mu się. Tylko, że przestępca założył bombę w piwnicy i on tam sprawdzał czy nie
ma kogoś jeszcze uwięzionego. Niestety w złym miejscu i złym czasie. Czekałyśmy
w domu z kolacją, a on nie przychodził.Czekałyśmy i czekałyśmy, a jego wciąż nie
było. W pewnym momencie ktoś pukał do drzwi. Podniecona tym, że tatuś wrócił
pobiegłam otworzyć drzwi. Lecz zawiodłam się, gdy na progu stał funkcjonariusz
policji z zgaszoną miną. Zawołałam mamusię, a ona wpuściła go do środka. Wtedy
oznajmił nam, że tata nie żyje. Stałam sparaliżowana, nieprzytomna… Nie da się
opisać tego co czułam. Jakby wyrwano mi serce. Dosłownie. Od tamtego czasu moja
matka kompletnie się załamała, a smutki topiła w alkoholu. Stała się agresywna
i nie zważała na to co robi. Straciłyśmy mieszkanie, a w Bergen stał dom
przypisany na Eve Solberg. Tym o to sposobem znalazłam się tutaj, daleko od
mojego prawdziwego życia.
- Jasne. Wiesz najlepiej – mruknęłam.
- Uspokój się – westchnęła ciężko – mogłyśmy wylądować na
ulicy. Lepsze to niż nic.
- Gdyby nie Twoje pijactwo w ogóle by do tego nie
doszło! - wygarnęłam się. Przygryzła wargę próbując powstrzymać się od
wybuchu złości, ale trudno jej to szło. Po kimś to muszę mieć.
- Nie pyskuj gówniaro! Sama nam tego nie ułatwiłaś – podeszła
do mnie i ścisnęła mnie za nadgarstek.
- Na pewno nie utrudniłam – wyrwałam się spod jej ucisku i
pobiegłam schodami na górę, ukryć się w
moim nowym pokoju.
Położyłam się na łóżko i postanowiłam zadzwonić do mojej
przyjaciółki, która mieszka w Oslo. Jesteśmy jak siostry i zawsze możemy na
siebie liczyć. Nigdy nie było inaczej. Właśnie Alma najbardziej wspierała mnie
po śmierci taty. Była przy mnie w tych trudnych chwilach, nie musiała nic
mówić, ponieważ uspokajała mnie samym byciem przy mnie. Wykręciłam więc jej
numer i czekałam na sygnał.
- No już bałam się, że nie zadzwonisz – usłyszałam radosny
głos opalonej blondynki. Od razu się uśmiechnęłam.
- Jakbym śmiała – przywitałam się stęskniona.
- Jak podróż? Dojechałaś w jednym kawałku?
- Jakby inaczej. Jak Chris? – był to mój chłopak, którego
również musiałam zostawić tam daleko. Obiecał, że będzie mnie odwiedzał i
codziennie dzwonił.
- Poszedł na siłownie i kazał Cię pozdrowić – nic nowego.
Siłownia, koszykówka, siłownia. Jego całe życie. Tak apropo to dzięki treningom się poznaliśmy. Kto by pomyślał, że sport nas połączy.
- Doprawdy, nie mogę w to uwierzyć - usłyszałam śmiech mojej przyjaciółki po
drugiej stornie słuchawki.
- A jak mama? – spoważniała, a ja razem z nią.
- Jak zwykle jest sobą – zacisnęłam pięść i ugryzłam się w
język – na razie jest trzeźwa.
- To dobrze – wyobraziłam sobie jej uśmiech pełen
współczucia. Znowu poczułam smutek i tęsknotę – wiesz kto mnie zaprosił do
kina? – zmieniła temat za co byłam jej dozgonnie wdzięczna.
- Kto?
- Dick! Rozumiesz? Dick Miller! – wydałam z siebie udawany
okrzyk zadowolenia. Osobiście za nim nie przepadałam. No cóż. Nie każdy
zasługuję na moją sympatię, a zwłaszcza facet, który zmienia dziewczyny
częściej niż gacie.
- Super.
- Oj no weź, on wcale nie jest taki zły jak sądzisz –
rozszyfrowała moje myśli – od tygodnia z nikim nie spał – wybuchnęłam śmiechem,
naprawdę.
- Teraz to mnie rozwaliłaś – łapałam oddech – ma się chłopak
czym chwalić.
- No nie? – znowu wbrew mojej woli się uśmiechnęłam, a do
pokoju wparowała najcudowniejsza mamusia.
- Alma, ja muszę już kończyć. Zdzwoniły się później, ok?
- Jasne, buźka! – rozłączyłam się i popatrzyłam na brunetkę,
która trzymała w jednej ręce wódkę, a w drugiej papierosa. Przewróciłam oczami
i przygotowywałam się na kolejną kłótnię. Kiedy chciałam wstać z łóżka, ta mnie
na nie popchnęła.
- Oszalałaś? – spytałam dość grzecznie jak na siebie, a
bardziej zaskoczona.
- Już od dawna – poczułam odór alkoholu i papierosów, który
w połączeniu wywoływał mdłości.
- Co chciałaś?
- Pogadać z moją rozkapryszoną córunią! – zaśmiałam się
sarkastycznie – no i co Cię tak bawi?
- Ty? – wstałam, ale po raz kolejny zostałam popchnięta.
Tym razem jednak
chwyciłam ją za ramiona i usadowiłam ja na fotelu – przestań chlać i zajmij się
czymś pożytecznym – warknęłam. Ona
wybuchła i obdarzyła plaskiem w policzek. Byłam już wściekła i odepchnęłam ją
na ścianę. Wybiegłam z domu rozładować się na pierwszym lepszym czymś.
Spacerowałam przed siebie rozkoszując się świeżym powietrzem i ciszą. Włożyłam
dłonie do kieszeni i podskakiwałam jak mała dziewczynka. Powoli się
uspokajałam. Spostrzegłam w końcu las. Nie duży, ale w sam raz. Od dziecka
lubiłam takie miejsca i postanowiłam się rozgościć. Znalazłam się wśród drzew
czując sosny, świerki i inne rośliny. Słyszałam również ptaki beztrosko
ćwierkające. Moim oczom ukazała się w oddali jakaś skała i wygrała ciekawość. Z
bliska było widać jakiś otwór. Wspięłam się na skała i znalazłam się w ogromnej
jaskini i wydawało mi się, że już tu kiedyś byłam. Takie dziwne uczucie.
Rozejrzałam się dookoła i było tu magicznie. Oparłam się o ścianę i i
próbowałam sobie przypomnieć sytuację, dzięki której kojarzę to miejsce. Nic.
Pustka. Wielka niewiadoma. Musiałam przyznać, iż przeszedł mnie w pewnym
momencie dreszcz, podniecenie i ból jednakowo. Nie wiem jak, ale zasnęłam.
Więc jest pierwszy rozdział. Co sądzicie ? Podoba się? Wygląd treść i w ogóle? Każdy komentarz jest motywacją do dalszego pisania!; )