Rozdział 2
Obudziłam się we własnym łóżku. Spałam w tych samych
rzeczach co byłam wczoraj i nie wiedziałam jak się tu znalazłam., bo dobrze
pamiętałam jak byłam w jaskini. Spojrzałam na zegarek i pobiegłam szybko do
łazienki, bo została mi godzina do zajęć w nowej szkole. Zimny strumień cudził
moje ciało, a nowe ubrania wręcz
cieszyły moje oczy. Spakowałam potrzebne rzeczy do torby i zbiegłam po chodach,
ubierając buty.
- Masz śniadanie – usłyszałam i w ostatniej chwili złapał
worek ze jedzeniem. Odrzuciłam go równie szybko.
- Kupię sobie w sklepiku – odparowałam.
- Może Cię odwiozę? Pewnie nie trafisz do szkoły – mrugnęła
do mnie, a ja ją wyśmiałam.
- Dam sobie świetnie radę bez Ciebie – zrobiłam krótką pauzę
– tak jak do tej pory. I nie udawaj matkę Tereskę, bo to Ci nie wychodzi – nic
nie odpowiedziała. Czułam, że zabolały ją moje słowa, ale ja to miałam w tym
momencie gdzieś. Chwyciłam kurtkę i wyszłam.
Wiedziałam, że muszę iść cały czas prosto. Jednak
pomyślałam, że przez lasek będzie szybciej, więc zaryzykowałam. Po minucie człapania zdałam sobie sprawę, że
się zgubiłam. Tylko ja tak oczywiście potrafiłam, ale się nie poddawałam. Pewne
było, iż nie zdążę na pierwszą lekcję. Po dłuższym czasie chodzenia usiadłam
przy drzewie i odpoczęłam. Wysłałam wiadomość do Chrisa.
Co słychać w wielkim świecie?
Nie musiałam długo czekać na jego odpowiedź.
Niedługo mamy finał i trener robi nam ciągle treningi. A jak w małym
świecie? Tęsknie!
Uśmiechnęłam się pod nosem. Gdy chciałam odpisać usłyszałam
warczenie. Obejrzałam się za siebie, ale nic nie widziałam. Pomyślałam, że
rozum płata mi figle.
Nic się nie zmieniło. Mam zajęcia w terenie i nie wiem jak znaleźć
szkołę. Też mi Ciebie brakuję…
I wyślij. Znowu usłyszałam warczenie. Podniosłam głowę znad
telefonu i ujrzałam wielkiego, czarnego wilka. Otworzyłam usta ze zdziwienia i
szybko się podniosłam. Stał przede mną i patrzył mi się prosto w oczy. Były
czerwone, przerażająco czerwone. Widać było w nich głód i chęć mordu. Wydawać
by się mogło, że się szyderczo uśmiecha, jakby chciał powiedzieć „to koniec
maleńka”. Stałam sparaliżowana. Jego nozdrza to się poszerzały, to zwężały, a z
pyska leciała mu ślina. Kły były ostre jak brzytwa, nie miałam szans.
Usłyszałam dźwięk, który wydobył się z mojej komórki. Chris. Ruszyłam za siebie
z całych sił. Nie mogłam się potknąć, nie mogłam zwolnić, nie mogłam się
zatrzymywać. Jeden mały błąd i mnie złapie. Słyszałam jego kroki, które były
coraz to bliżej. Gałęzie cięły moje ciało i ubrania. Sapanie wilka było bardo
wyraźne, bawił się. Moje szanse na wolność zaprzepaścił korzeń, o który się
potknęłam i upadłam na ziemie. Ból w kostce był nie do zniesienia. Nie mogłam
wstać, próbowałam się czołgać, ale poczułam jak jego zabójcze zęby zaczęły
szarpać nogawkę i ciągnęły mnie nie wiadomo gdzie. Kopnęłam go wolną nogą w
pysk i nieudolnie znowu uciekałam. Olałam ból w kostce i ruszyłam przed siebie
kulejąc. Niebezpieczne szczekanie mnie przerażało. Znowu się przewróciłam. Nie
mogłam już wstać. Byłam bezsilna, czułam nadchodzącą śmierć i odór bestii. Był
zdenerwowany i przerażająco wolno pochodził do mnie na swoich czterech łapach.
Obwąchiwał mnie rozkoszując się moim strachem. Polizał mnie po szyi i
przygotował się na łapczywy gryz. Zacisnęłam powieki, ale nic nie nastąpiło.
Otworzyłam oczy. Dwa wilki zaczęły toczyć ze sobą bój. Poczłapałam do drzewa
chcąc się za nim ukryć. Drugie zwierzę miało sierść barwy kasztanu. Ugryzł go w
ucho, a ten zawył z bólu i uciekł. Nowy wilk podszedł do mnie i mnie obwąchał.
Nie wyglądał groźnie. Poczułam spokój i bezpieczeństwo. Jego oczy były zielone,
zachwycały mnie. Ostrożnie wyciągnęłam dłoń w jego stronę, ale ten się cofnął i
przyglądał mi się uważnie. Podstawił swój łeb i go pogłaskałam. Jego sierść
była miękka, mogłam w niej zasnąć. Pocałowałam go. Jego wzrok spoczął na moich
niebieskich tęczówkach. Mocno się zdziwiłam gdy wydobył z siebie jedną łzę.
Znowu się cofnął i patrzył się na moją kostkę. Próbował mnie usadzić na sobie,
a ja mu się nie opierałam. Chwyciłam się mocno i poczułam wiatr we włosach.
Biegł niesamowicie szybko. To było wspaniałe uczucie, które szybko minęło, bo
postawił mnie na ziemi. Znajdowałam się przed szpitalem. Mój wybawca uciekł,
zostawiając mnie samą. Kasztan… tak go nazwałam. Mój Kasztan.
Zauważyła mnie pielęgniarka. Zawołała pomoc i zaraz wzięli
mnie do środka budynku. Wyciągnęłam telefon z kieszeni.
Niebawem przyjadę. Tylko nie pakuj się w kłopoty!
Zaśmiałam się. Trochę za późno odczytałam sms’a. Telefon spadł mi z dłoni i straciłam
przytomność.
***
Moje oczy oślepiło światło. Nade mną stała matka i trzymała
mnie za rękę. Wyciągnęłam ją z jej uścisku.
- Co tu robisz? – zapytałam urażona jej obecnością.
- Czuwam. Nie wiem czy wiesz, ale jesteś w szpitalu –
posłała mi uśmiech. Rozejrzałam się dookoła i głęboko westchnęłam. Kiedy chciałam
wstać, ta mnie powstrzymała – leż, masz skręconą kostkę – przypomniałam sobie
co zaszło. Kasztan…
- No i? – jęknęłam z bólu gdy chciałam poruszyć nogą.
Pokręciła od niechcenia głową i wyprostowała się na krześle.
- Jak się czujesz?
- Nagle Cię to obchodzi? – odwróciłam wzrok.
- Jestem Twoją mamą. Co się stało? – popatrzyłam na
zadrapania, które rozchodziły się po całym ciele.
- Szłam laskiem i się potknęłam – skłamałam. Ona mi
uwierzyła. Naiwna.
- Sarah mówiła, że
zostaniesz tutaj na obserwacji i przez tydzień masz zostać w domu – o nie! Nie
zostanę z tą żmiją cały tydzień. Już wole znowu uciekać przed wilkiem.
- Nie ma mowy - kiedy
przystanęłam na nodze syknęłam. Bolało i to cholernie – nie mam zamiaru się
kisić w tym więzieniu – do pokoju weszła pielęgniarka. Kazała mi się położyć.
- Nie marudź Birgit, mogło być gorzej – odezwała się
czarnowłosa kobieta. Była przygarbiona i przygruba. Widać było worki pod oczami i zmarszczki.
- Nie pamiętam byśmy były kiedykolwiek po imieniu –
stwierdziłam chamsko.
- Oczywiście panno Solberg – matka wysłała mi karcące
spojrzenie – nazywam się Sarah Hange.
- Miło mi – nawet na nią nie patrzyłam – chciałabym zostać
sama.
- Nigdzie się stąd nie ruszam – wstała.
- Przykro mi Eva, ale Twoja córka jest pełnoletnia i nie
masz niestety w tej sprawie nic do powiedzenia – pokazała dłonią mojej mamie
drzwi i poczekała aż wyjdzie. Kiedy to nastąpiło Sarah zamknęła za sobą drzwi i
zostałam sama w pokoju.
Byłam rozwścieczona obecnością mojej rodzicielki. Jak dla
mnie była nic nie znaczącym robakiem na całej półkuli ziemskiej. Równie dobrze
mogłaby nie istnieć, nie przejęłabym się tym. Zniszczyła mi całe życie i
czasami mam ochotę ją zabić. A słowo daje czasami coraz częściej nachodzi mnie
ta myśl. Do pokoju weszła nieznana mi kobieta. Była po czterdziestce, miała
długie, czarne i proste włosy. Patrzyła się na mnie z żalem. Chciałam wstać,
ale ona powstrzymała mnie ruchem ręki. Usłuchałam się jej. Przyglądałam się jej
podejrzliwie.
- Kim pani jest? – zapytałam.
- Dina Larsen – usiadła na skraju łóżka. Otworzyła torebkę i
zaczęła czegoś szukać.
- Jestem Birgit – przedstawiłam się – Solberg – dodałam pośpiesznie
– Birgit Solberg.
- Wiem jak się nazywasz – jej kąciki ust podniosły się.
Wyciągnęła jakąś buteleczkę z czerwonym płynem. Wyglądało jak perfum – i wiem
co się stało, kochanie – spoważniałam tak samo jak ona.
- Czego pani chce? – Podparłam się na rękach gotowa
krzyczeć.
- Pomóc – nie odezwałam się – pokaż nogę – posłusznie wyciągnęłam
ją spod kołdry. Opuszkami palców przejechała po mojej skręconej kostce. Z
torebki wyciągnęła mały nożyk, który cudownie błyszczał.
- Co chcesz mi zrobić? – podniosłam głos.
- Spokojnie.
Nożykiem przecięła mi skórę w miejscu gdzie najbardziej
doskwierał mi ból. Jej twarz był cały
czas spokojna i opanowana, w przeciwieństwie do mojej. Popsikała mi ranę
czerwoną cieczą. Zaczęło mnie trochę piec, ale zacisnęłam wargi i ugryzłam się
w język powstrzymując się od krzyku. Kiedy rana zaczęła się goić i po minucie
nie widać było śladu po zabiegu osłupiałam.
- Wstań – nakazała. Niepewnie stanęłam na prawej nodze i nic
mnie nie bolało. Ruszałam nią w każdą stronę i żadnego znaku. Zaczęłam głupio
skakać i naprawdę nic nie czułam.
- Co mi pani zrobiła?
- Niech to zostanie naszą małą tajemnicą – mrugnęła do mnie,
a ja się uśmiechnęłam jak dziecko, które dostało lizaka – i mów mi po prostu
Dina.
- Dziękuję Ci Dino – przytuliłam ją – nikomu nic nie powiem.
No i jest 2 rozdział. Co sądzicie ? Każdy komentarz jest dla mnie ważny i dzięki nim wiem na co mam zwracać uwagę !
Bardzo fajnie piszesz , przyjemnie się to czyta :)
OdpowiedzUsuńZapraszam do mnie i pozdrawiam INNA
http://zjednoczona.blogspot.com/
Lubię fantastykę. To akurat przypadło mi do gustu, bo nie zawsze fantastyczne historie wychodzą dobrze, ale w twoim przypadku jest inaczej. Ujęło mnie twoje opowiadanie i będę czytać dalej. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńZaczyna robić się ciekawie tylko szkoda, ze skończyło się w takim momencie.
OdpowiedzUsuńCzekam na następny i pozdrawiam ;*
Kiedy następny ????
OdpowiedzUsuńŚwietny :D Uwielbiam wilki. Uwielbiam tego bloga <3 Ja chcę już następny rozdział! :D
OdpowiedzUsuńKiedy następny ????
OdpowiedzUsuńKim jest Diana? Hmmm... mam pewne przypuszczenia ale zachowam dla siebie.
OdpowiedzUsuńZa ciekawiłąś mnie tym opowiadaniem, dodaje się do obserwowanych :)
Kilka literówek:
i zbiegłam po chodach, ubierając buty. ---> zjadłaś 's'
- Może Cię odwiozę? ---> jest więcej takich miejsc, ale w opowiadaniach 'ci' lub 'tobie' pisze się z małej
kroniki-wody-poczatek.blogspot.com